Maciej Eckardt Maciej Eckardt
2498
BLOG

Mój Prezydent. Wciąż czekam.

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Polityka Obserwuj notkę 37

Pytają mnie znajomi i nieznajomi, na kogo zagłosuję w II turze wyborów prezydenckich. To miłe, że kogoś interesuje moje zdanie w tej sprawie. Otóż…

Mój kandydat na prezydenta powinien tchnąć świeżością, mieć wyraziste, acz nie fundamentalistyczne poglądy, mieć za sobą gospodarcze doświadczenie, polegające na prowadzeniu własnej firmy i wynikające z tego doświadczenie w użeraniu się z polskim systemem fiskalnym. Nie powinien wywodzić się z machiny urzędniczej.

Mój kandydat nie powinien bać się głośno artykułować swoich poglądów histoycznych wobec wszystkich naszych sąsiadów i nie-sąsiadów. Musi potrafić powiedzieć śmiało, bez agresji, ale niezwykle stanowczo i bez ogórdek - Rosjanom, Ukraińcom, Niemcom oraz innym nacjom, że nie będzie składał na ołtarzu doraźnej polityki pamięci o pomordowanych przez nich Polakach.

Mój kandydat nie powinien wisieć u jakiejkolwiek klamki, zarówno w wymiarze wewnętrznym, jak i zewnętrznym.  W żaden sposób nie powinien mieć nad sobą jakichkolwiek prezesów czy generałów. Powinien bezkompromisowo stawać w obronie szarego obywatela i być jego tarczą w starciu z hydrą urzędniczo-państwową, nawet kosztem „falandyzacji” chorego polskie prawo w tej sprawie.

Mój prezydent powinien uosabiać siłę i autorytet Rzeczypospolitej. Być świadomym tego, że ta Rzeczypospolita stała się dzisiaj bezduszną macochą dla milionów Polaków, którzy w dramatycznych często okolicznościach ją opuścili lub właśnie opuszczają. Powinien mieć świadomość tego, że Polska broczy najcenniejszą substancją, jaką ma – obywatelami, którzy żegnają ją na stałe.

Mój prezydent powinien mieć świadomość tego, że został wybrany przez Naród. Wiedzieć, że ten Naród z oczywistych względów jest jego siłą i ramieniem w walce o wolną i sprawiedliwą Polskę. To w głos tego Narodu powinien się nieustannie wsłuchiwać i ciągle odnawiać zaufanie, jakim obdarzyli go obywatele, bezustanną służbą i staniu po stronie ludzi. Wtedy będzie miał niezbędną siłę do pełnienia tej wyjątkowej i zobowiązującej funkcji.

Powinien zacząć odbudowywać szacunek i zaufanie do państwa, którego dzisiaj w Polsce nie ma. By tak się stało, musi odciąć wszystkie pępowiny partyjno-polityczne, co nie oznacza stanu wrogości z partiami. Wręcz przeciwnie, powinien je traktować jako stały i niezbędny element rzeczywistości politycznej, tyle że wymagający nieustannej korekty.  Ze względu na predylekcję partii politycznych do traktowania Polski, jako swojego folwarku.

Mój Prezydent nie musi reprezentować wszystkich moich poglądów. Nie oczekuję tego od niego. Powinien jednak mieścić się w koordynatach, które są dla mnie ważne. A wyznaczają ją: suwerenność państwa, nieemocjonalne postrzeganie polityki zagranicznej, wspieranie gospodarki opartej o wolny rynek i przedsiębiorczość obywateli, skromność urzędów (nie mylić biedą), działania wspierające rodziny wielodzietne, będące jedynym kapitałem odnawialnym państwa polskiego.

Mój Prezydent nie powinien być klerykałem. Jego stosunek do hierarchii Kościoła katolickiego powinien być życzliwy, acz charakteryzujący się bezpieczną asertywnością. W sferze wartości Kościół powinien mieć w nim sojusznika, w kwestii implementowania ich do polskiego prawodawstwa, życzliwego recenzenta. Suwerenność mojego prezydenta w obszarze polityki dotyczyć musi także Kościoła. Za każdym razem jednak stanowczo powinien występować przeciwko jakimkolwiek próbom ateizacji czy wywracaniu systemu wartości wywodzącemu się z Dekalogu.

Mój Prezydent powinien zdecydowanie odciąć wszelkie macki PRL-u, które oplatają dzisiejszą Rzeczpospolitą. Powinien mieć odwagę rzucić na stół swoje oczekiwania i standardy w tej sprawie – żadnych dawnych służb w swoim najbliższym otoczeniu oraz skuteczne filtry w dostępie do głowy państwa ludzi dawnych służb. Powinien dać jasno do zrozumienia, że ich czas minął, a Polska znajduje się już na innym etapie. Poprzedni został definitywnie zamknięty.

W drugiej turze spotykają się Andrzej Duda i Bronisław Komorowski. Jeden z nich zostanie Prezydentem RP. Stoją za nimi partyjne holdingi, które są częścią systemu, który od lat trawi Polskę, infekując ją toksyczną wojną plemienną. Walka w niej toczy się nie o to, kto kogo pokona w normalnej politycznej rywalizacji, ale kto kogo ukatrupi. A używając modnego ostatnio słowa - kto kogo zmasakruje. Do czwartego garnituru partyjnego.

Tą wściekłą wojną zdewastowane zostało życie publiczne. Padły w niej najokropniejsze wzajemne oskarżenia, przy nieustającym ryku rwących się bitki zantagonizowanych wyznawców.

To nie jest mój świat. Wybór między kandydatami tej wojny nie jest wyborem mniejszego zła. Jest jej galwanizacją. Nie mamy bowiem do czynienia z kandydatem wolności (Komorowski) i kandydatem dobrej zmiany (Duda). Są oni częścią systemu, który trzeba zmienić. Nie są w stanie tego dokonać ci, którzy są tego systemu egzemplifikacją.

Żaden z nich nie będzie moim Prezydentem, choć wybór jednego z nich na ten urząd będę szanować.

Na mojego Prezydenta muszę jeszcze poczekać. Być może, będę musiał uzbroić się w cierpliwość.

Trudno. Poczekam.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka